Skąd te tłumy w Zakopanem?

Rząd otworzył nam hotele i stoki, a z tej okazji w różnego rodzaju miejscowościach typowo turystycznych zaczął się niewyobrażalny wręcz jak na warunki pandemiczne ruch. Obłożenie jest prawie stuprocentowe, a po głównych ulicach ciężko jest przemieszczać się z zachowaniem dystansu społecznego. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, taka sytuacja była najbardziej prawdopodobnym scenariuszem.

Część obostrzeń została zniesiona

Otwarte hotele i stoki, ale na tym lista się nie kończy. Specjalnie na walentynkowy weekend otwarte miały zostać też teatry, opery czy kina. To właśnie te ostatnie wyraźnie wyraziły swoje oburzenie. Okazało się, że rząd nie tylko nie konsultował tej decyzji z nikim ze środowiska, ale do tego nie dał znać o planowaniu podjęcia takie decyzji, przez co kina nie mają na czym zarabiać, czyli nie mają filmów do puszczania na swoich ekranach. Otwarcie ich placówek byłoby więc dla nich skrajnie nieopłacalne. I tak wiele z nich pozostaje zamknięte, chociaż jak pokazuje przykład Zakopanego, ludzie pewnie chętnie poszliby do kin tylko po to, aby znowu móc w nich posiedzieć.

Tłumy na Krupówkach i nieprzestrzeganie obostrzeń

Kilka tysięcy Polaków wybrało się w walentynkowy weekend do Zakopanego. Hotele mogły wreszcie odetchnąć z ulgą, czego nie można powiedzieć o restauracjach i innych punktach gastronomicznych, które wciąż pozostają zamknięte. Tłumy na Krupówkach i gigantyczna kolejka pod jedyną otwarta mimo obostrzeń restauracją pokazuje nam, jak bardzo zmęczyły nas ciągłe zamknięcie w domach i niepewność. Niestety obostrzenia, które nadal obowiązują, zupełnie nie były przestrzegane. Brak maseczek na większości twarzy i zero dystansu pokazuje się naszym oczom na wielu filmikach z tego weekendu. Niestety może to przyspieszyć nadejście trzeciej fali epidemii.

Skąd tylu ludzi w tak niepewnym okresie?

Przykład Zakopanego pokazuje nam, jak bardzo mamy dość zamknięcia i narzuconych na nas obostrzeń. Nie chodzi tylko o niemożliwość wyjechania dalej poza swoje miejsce zamieszkania, ale także o noszenie maseczek czy zamknięte restauracje. Mimo tego, że coraz więcej branż wraca do pracy, ludzie wciąż nie mogą cieszyć się różnego rodzaju lokalami tak, jak wcześniej, co tylko potęguje frustrację. Wszyscy czujemy, że dalej nie jest dobrze, mimo że rząd bardzo stara się utrzymać w nas to przekonanie, niestety bardzo niekonsekwentnie, bo po walentynkowym weekendzie bardzo wyraźnie zaznaczono, że dalej walczymy z pandemią i tłumy na Krupówkach mogą zagrażać życiu i zdrowiu masy osób.

Czy ktoś się tego nie spodziewał?

Spójrzmy prawdzie w oczy, tłumy na Krupówkach to najbardziej realna konsekwencja tego, że tuż przed weekendem otwieramy hotele i stoki. Taka decyzja to jasny komunikat dla obywateli: od teraz możecie swobodnie z nich korzystać. Ale w sumie to nie do końca, bo kiedy już zaczęliśmy z nich swobodnie korzystać, to okazuje się, że rząd liczył, że tak naprawdę wszyscy dalej pozostaną w domach i będą się od siebie wzajemnie izolować. Ta sprzeczność nie uciekła większości osób śledzących tę sytuację i już teraz pojawiły się głosy, że za kilka dni może pojawić się informacja o ponownym zamknięciu tych branż w ramach odpowiedzialności zbiorowej.